środa, 13 sierpnia 2014

Pierwsza daleka podróż



W sumie nie taka daleka. Raptem może z 70 kilometrów w jedną stronę. Świdnica, z przejazdem przez Wrocław. Maja spisała się wspaniale. Dzielnie zniosła podróż w tę i z powrotem w swoim foteliku (swoją drogą, czy tylko mi się wydaje, że niemowlaki w tych fotelikach wyglądają jak przygniecione?? ), podsypiała, a jak otwierała oczka, to od razu rozdawała uśmieszki i gugała :)


Ruszyliśmy wczoraj na wycieczkę objazdową w moje rodzinne strony, żeby odwiedzić prababcię i dziadka Majki, którzy widzieli Ją zaraz po narodzinach, a przecież Bączek tak bardzo się zmienił! Przede wszystkim nie bywa wszędzie już tylko w śpiochach, na wyprawę została przyodziana w porteczki na szelkach, bodziaka i bluzę z kapturem. Taki joł ziom stajl. Bo kto powiedział, że jak dziewczynka, to musi być na różowo? Na czapeczce ma serduszko, więc chyba widać, że dziewczynka :) 




























Taka dygresja: kiedy położna przyniosła mi w szpitalu Majkę na karmienie, opowiedziała, że ponieważ Bączek wyglądał, jak syn jej sąsiadki, Kacperek, to mówiła do niej: ale jesteś zdrowym, ślicznym chłopczykiem, Kacperku. Po czym otworzyła pieluchę i jakież było jej zdziwienie :) Co więcej, w książeczce zdrowia wpisali mi MIAZGA, SYN! Więc wczoraj, z racji ubioru (i może tak niesamowitego podobieństwa do ojca swego) Maja była Kacperkiem :) 




Kiedy byłam mała, spędzaliśmy u dziadków mnóstwo czasu. Bardzo dobrze pamiętam, jak bawiliśmy się z bratem w pokoju, a babcia w kuchni śpiewała. Oj, jak Ona śpiewała. Niektóre piosenki były kołysankami, niektóre to takie dla dorosłych, ale wszystkie nuciliśmy razem z nią. Zna ktoś mały biały domek? A pamiętasz była jesień? Aż się łezka w oku kręci :) A wczoraj, po karmieniu, babcia złapała swoją prawnuczkę za rączkę i zaczęła śpiewać. Taka magiczna chwila. Babcia w dalszym ciągu czaruje głosem, Maja zasnęła w ciągu kilku minut. Udało mi się uwiecznić tę scenę, nakręciłam filmik i teraz rozsyłam rodzince, niech się wszyscy wzruszą ;) W międzyczasie było też dużo zabawy, a co!
















 Potem pojechaliśmy na wieś, do dziadka Marka i cioci Hani (bardzo ważna postać w życiu naszej rodziny, w tej chwili można by o niej rzec, że jest nestorką rodu ze strony taty- nasza totalnie odjechana, zakręcona i przezabawna ciociobabcia). W pięknych okolicznościach przyrody Bombel powdychał świeżego powietrza, zrelaksował się, łaskawie zapozował do fotek i ani się obejrzeliśmy, kurczak z grilla był zjedzony, a my musieliśmy wracać. 








 Serducho pęka, kiedy zostawiam za sobą Wiry i Świdnicę. Kiedy wiem, że trochę czasu upłynie, zanim moja rodzinka znowu zobaczy Maję (ponieważ teraz nie odwiedza się nas, nie odwiedzamy my- odwiedza się Maję, odwiedza Maja- taki lajf). 

Droga powrotna upłynęła nam na tylnym siedzeniu spokojnie, wręcz sennie. Skoro już wiemy, jak wspaniale dzidziulka znosi jazdę samochodem, to trzeba by zaplanować kolejną podróż. Tym razem cel- góry! Dlaczego? Otóż po cichutku snujemy plany dotyczące przyszłego roku i pewnego bardzo ważnego dla nas wydarzenia ;) Ale o tym cicho sza, po prostu trzymajcie kciuki!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz