Nie mam pomysłu na jakiegoś bardzo konkretnego posta, więc napiszę tylko, że to nie tak miało być...
Miało być tak, że jeszcze przed urlopem Pana Miazgi miałam się obudzić w nocy z małymi bólami brzucha, miałam zostać zawieziona do szpitala, za kilka godzin urodzić (z bólem ogromnym, przecież głupia nie jestem i że boli bardzo, to mam świadomość!), dwa dni poleżeć w szpitalu i wraz z rozpoczęciem letniego urlopu Taty wrócić z córeczką do domu i cieszyć się wspólnie pierwszymi Jej dniami z nami.
Wyszło inaczej. Wyszło tak, że Pan Miazga kończy urlop w piątek, moja mama w piątek przyjeżdża do nas na urlop, a ja dalej w dwupaku! Coraz bardziej zmęczona i spuchnięta toczę się po domu z udręczoną miną (pogoda przez kilka dni mnie nie oszczędzała), mąż stara się umilić mi czas, jak tylko może, ale liczę się z tym, że jak w kreskówce w końcu dostanę patelnią za tego niezmazywalnego smuta na buzi... No może nie będzie tak źle. Jutro rano małżonek pozbywa się mnie z domu w celu wywołania porodu w szpitalu. Wprawdzie próbowaliśmy wywołać dziecię sami metodami mniej lub bardziej naturalnymi ;) I nie, proszę się nie martwić, oleju rycynowego nie piłam, jajecznicy z cebulą na noc nie jadłam ani inne takie próby mi do głowy nie przychodziły :)
No ale że gówniarka uparta i jak to stwierdził doktor B, łeb ma wysoko i za dobrze jej u mamy, to trzeba Jej trochę pomóc, a więc szpitalu tuż obok domu, jutro przybywamy!!!
A urlop Panu Miazdze mimo wszystko chyba minął całkiem nieźle. Dwa razy pobyczyliśmy się i pogrillowaliśmy nad wodą, ponadto wygrał chyba wszystkie itemy i pobił w duecie z bratem wszystkich głupich wrogów, jacy im się nawinęli w podobno wspaniałej i megasuperekstra grze sieciowej (choć nieustannie słyszałam, że znowu zginąłem i ratuj mnie i no nie mam znowu many no- czym jest mana pozostaje dla mnie odwieczną nierozwiązywalną tajemnicą ;P). Nie musiał Pan Miazga biegać ze mną po sklepach w galeriach, a przede wszystkim nie musiał odbywać comiesięcznej wizyty w szwedzkiej świątyni zakupów domowych (to Go chyba najbardziej uszczęśliwiło), a jak nam się nudziło, to oglądaliśmy nasze ukochane seriale.
Więc ogólnie ostatni urlop we dwójkę, pomimo że wciąż we dwójkę, był miły, przyjemny, leniwy, pogodny i szkoda że już się kończy. Poniżej kilka fotek, same wesołe, smutnych bowiem nie tolerujemy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz