czwartek, 29 maja 2014

Głupiutka Nowa Mama

Haha, wczoraj dostarczyłam sobie nową porcję śmiechu... z samej siebie. To znaczy śmieję się tak naprawdę dopiero dzisiaj, bo do wieczora krążyłam w bezpiecznej odległości torby do szpitala z głową pełną najróżniejszych myśli :)


Otóż po kolejnej nieprzespanej nocy, z niemiłosiernie wiercącym się w środku dzieciaczkiem, od rana byłam jakaś taka nietaka. Oczęta zapuchnięte, w głowie mętlik i jakoś tak się płakać chciało. Brzuch pobolewał, miejsca sobie znaleźć nie mogłam, ciągle, ale CIĄGLE lądowałam w toalecie, brzuch napięty niemiłosiernie, no jak nic zaraz odczuję pierwszy skurcz. No więc uznałam, że to na pewno NA PEWNO ten dzień!

Jakby ktoś zobaczył mnie ledwo chodzącą po schodach w tę i z powrotem (pamiętając, żeby przy tyłku telefon mieć, jakby mnie między piętrami jakiś pierwszy objaw złapał), składającą ubrania po praniu, uzupełniającą zmywarkę i sprzątającą na gwałt kuchnię (nie zostawię przecież domu w nieładzie) oraz na końcu myjącą w pośpiechu głowę (jak to tak z nieumytą głową na porodówkę?? Przecież nie wiadomo, kiedy będę mogła umyć głowę, heloł??!!), to by ten ktoś padł ze śmiechu, a szczególnie gdyby to była już-mama, która wie, jak wygląda początek porodu.

Cóż, ja nie wiem, toteż myślałam, że to to... co się okazało??

Teraz to wiem, najzwyczajniej w świecie dość ciężko i długo trawiłam tortillę zjedzoną trochę przez dziwny splot wydarzeń na dworcu głównym we Wrocławiu!!!!

Wnioski mam takie: uspokoić się, spokojnie czekać na przyjście Majki, a przede wszystkim, jesli już mi przyjdzie do łba zjeść jakieś świnstwo, to tylko z jakiegoś renomowanego kefca, maka czy innego króla burgerów ;)
Hahaha, masz nauczkę, Głupiutka Nowa Mamusiu :D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz