Codziennie wieczorem tak pięknie pachnie, mieszaniną radości i smutków, sukcesów i porażek, nowych odkryć i doświadczeń. I przygód. I chlebka z masełkiem. I czekolady. I wiatru, czasem deszczu, coraz częściej słońca.
Kładę Ją spać już nie tuląc, ale w Jej własnym łóżeczku, czytając bajeczki i trzymając za rączkę. W końcu to duża dziewczynka, za chwilę skończy dwa latka.
Widzę brud pod malutkim paznokciem- to z pewnością obejrzany z bliska kamyczek, może jakaś nowa dziura w ziemi, ewentualnie zabawy w piasku.
Widzę siniak nad kolankiem- kolejny mebel okazał się nie być z gumy, ewentualnie tak biegła za dziadziem lub babcią, że pogubiła nóżki.
Widzę ślad po łezce na policzku- tu wiem na pewno (bo byłam świadkiem), że to cowieczorna historia pod tytułem "nie spać, nie".
I choć dzisiaj przez dom przeszły cztery tornada, osiem histerii, a na moje usta cisnęły się słowa, jakich nie ma w żadnych słownikach, to bycie mamą tej małej Kropeczki jest dla mnie wciąż najważniejszym i najwspanialszym doświadczeniem życiowym.
Z okazji dzisiejszego święta sto lat mi! Sto lat każdej dumnej mamie, silnej i mądrej, która prowadzi swoje Małe Bączki przez świat i uczy Je życia! Nie zawsze jest fajnie, słodko, z sukcesem (dalej smoczek? pielucha? nie mówi pełnymi zdaniami wielokrotnie złożonymi?), ale każdego wieczora kładziemy się z uśmiechem na twarzy, bo SĄ. Tak po prostu istnieją. Nasze maluchy (nawet jak są duże, to w sercach wciąż są maluchami) ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz